Rodowici zbąszynianie pytają mnie coraz częściej, jak to
jest, iż w Wolsztynie z wiosną na domach pojawiają się wiszące pelargonie
lub surfinie. Że miasto zadbane. Porządek widać na każdym miejscu, choć
wiadomo, że zawsze się znajdzie jakiś niechlubny zaułek. Podobnie chwalony
jest Babimost. Za kwiaty, za fontannę, za brak widocznych w centrum szpecących
szopek.
Czemu u nas nie może tak być? pytają w Zbąszyniu. I piszą, że Rynek -
serce miasta - zarzucony butelkami, fruwają foliowe torebki, a kierowcy
- mimo strefy - wciąż parkują na chodnikach i nikt tego nie piętnuje!
Kawałek dalej, wstyd iść, mowa o kładce świętomikołajskiej. A przecież
to takie piękne miejsce. Prowadzi z Rynku przez Obrę koło cmentarza i
do szkoły. Uliczka zaśmiecona, pety, papiery, a w pobliżu walące się szopki,
jakieś prywatne klatki po nutriach czy innych stworach. Tędy chodzą dzieci.
Uczą się. Nie tylko w szkole, ale właśnie w drodze do szkoły. Że tak wygląda
ich miasto. Zaniedbane, zaśmiecone.
Panie burmistrzu! Ostatnio powiedział mi pan, że prasa tylko krytykuje
i krytykuje, a nic nie podpowiada. Więc podpowiadam wprost, choć niemal
każdy mój artykuł jest podpowiedzią, jeśli go dobrze przeczytać. Ale teraz
wprost: co robić? Wstaje pan rano, ubiera się, idzie na miasto. Z notesem
w ręku. I notuje. Niewykończone otoczenie Domu Seniora, syfiaste zaplecze
okolic Zaułka Świętomikołajskiego, jakieś walące się szopki na ul. Łazienki,
nieuporządkowane otoczenie koło Łazienek. Potem dopiero idzie pan do ratusza,
wzywa strażnika, odpowiednie służby i wydaje polecenia. A następnego dnia
sprawdza.
Pozdrawiam.
|