- Trwa dyskusja o Biesiadzie Koźlarskiej. Jakie jest pańskie zdanie
na ten temat?
- Uważam, że dotychczasowa formuła już się przeżyła i trzeba znaleźć inny
sposób przeprowadzenia imprezy. Mam wrażenie, że ostatnie biesiady zrobiły
się za bardzo konfrontacyjne.
- Co to znaczy? Kto z kim się konfrontował?
- Niepotrzebnie doszło do rywalizacji na linii starsi - młodzież. Trzeba
z tego impasu znaleźć wyjście, gdyż z jednej strony biesiada, jak nazwa
wskazuje, musi być spotkaniem dorosłych, z drugiej nie powinno się uronić
dorobku Henryka Skotarczyka, który wypuścił wielu dobrze przygotowanych
uczniów zarówno szkoły muzycznej, jak i z Podmokli Małych, gdzie prowadzi
zajęcia.
- Ci uczniowie to podstawa wielu kapel, które tworzą się w Regionie
Kozła.
- Oczywiście! Ponadto - czego nie ma gdzieś indziej - widać, iż nasza
młodzież ciągnie do folkloru, nie wstydzi się ćwiczyc i grać na sierszenkach
lub kozłach
w epoce komórek i komputerów. Myśle, że jest to zjawisko w szerszej skali
rzadko spotykane; być może mamy tu do czynienia z jakimś fenomenem na
skalę ogólnokrajową.
- Trzeba zatem docenić i zauważać młodzież, zgoda. Lecz co z formułą
biesiady? Czy młodzi mieszczą się w niej?
- Kiedy dyrektor Janiszewski wymyślił biesiady, była to początkowo forma
podziękowania dla tych, którzy brali udział w cymprze. Zatem odbywała
się prawdziwa biesiada, granie, ucztowanie między dorosłymi, nierzadko
zakrapiane, gdyż w końcu to się mieścilo w tradycji, po drugie chodziło
o osoby dorosłe.
Dziś musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: czy biesiady mają być spotkaniami
przy golonce, bigosie i piwie?
- Własnie o to pana pytam.
- Nie mam gotowej odpowiedzi. Uważam, podobnie jak inni, którzy się na
ten temat wypowiadali, że trzeba usiąść do stołu i rozmawiać. Ale nie
ma co bić piany, tylko należy dokonać ustaleń i do roboty. Być może te
nasze, mimo wszystko zamknięte, biesiady powinny się przekształcić w otwarte
dla szerokiej publiczności festiwale. Dwudniowe! Z udziałem młodszych
i starszych.
- No właśnie, czy pana nie dziwi, że mająca 30-letnią tradycję, niepowtarzalna
impreza koźlarska w kraju, jest imprezą gminną, bo nawet nie Regionu Kozła?
- Jako zbąszynianin, choć mieszkający w Wolsztynie, sądze, iż biesiada
powinna stanowić najwiekszą dzwignię promocyjną mojej gminy. Tymczasem
tak nie jest, choć w pewnym czasie poprzedni dyrektor ZOK-u Robert Kamiński
próbował jej nadać charakter międzynarodowy. Ale to był jeszcze okres,
gdy miasto leżało
w województwie zielonogórskim, łatwo było o kontakt np. z Lużyczanami,
dużą pomoc dawał dyrektor zielonogórskiego RCAK-u Gerard Nowak. Ja mam
jeszcze inny przykład, że nie potrafimy "sprzedaćc" własnej tradycji.
Otóż byłem na początku marca w Poznaniu i na co trafiłem - na wileńskie
Kaziuki! Obserwuje też świętowanie u nas patrona Irlandii - św. Patryka.
Nie mam nic przeciwko Kaziukom lub św. Patrykowi, przeciwnie, bardzo mi
się to podoba, ale gdzie
u licha nasze święto?! Dlaczego nie robi się na cały kraj "szumu" z powodu
święta koźlarzy?
- Rozumiem, że włączy się pan do burzy mózgów na temat przyszłych
biesiad?
- Uważam, że o kształcie biesiad nie powinna decydować jedna czy dwie
osoby, tylko zespół. Może należałoby powołać radę kultury przy zbąszyńskim
samorządzie lub w ramach Regionu Kozła? Jeśli zostanę zaproszony do takiego
grona, na pewno nie odmówię.
- Dziekuję.
DYSKUSJA TRWA
Na temat minionych biesiad i propozycji na przyszłość wypowiadali się:
Wojciech Winiarz, Katarzyna Kutzmann-Solarek, Rafał Suchorski, Henryk
Skotarczyk, Janusz Jaskulski, Marcin Szczechowiak.
|