Po zmianach ustrojowych wyposażenie kina za symboliczne pieniądze przejął
samorząd gminny od Okręgowego Przedsiębiorstwa Rozpowszechniania Filmów
w Zielonej Górze. Sam budynek należał do Zbąszynia już wcześniej. Początkowo
kinem zarządzał miejscowy Ośrodek Kultury. W 1992 roku placówkę wydzierżawiono
Woźniakom.
- Tylko na początku premiera bajki "Król lew" przyciągnęła tłumy widzów,
w ciągu dnia w Obrze bywało około 900 osób - wspomina G. Woźniak
- Potem była posucha, ludzie przestali chodzić do kina. Woleli w domu
oglądać filmy z kaset video. By się utrzymać w 1992 roku postanowiliśmy
ratować kinowy budżet tym co się wówczas przyczyniało do jego upadku,
czyli wypożyczaniem kaset video. W połowie lat 90. powoli zaczęła się
odzywać tęsknota za dużym ekranem. W kinie spędził prawie całe życie Rodzina
Woźniaków ze zbąszyńską "muzą" związana jest od ponad pół wieku. G. Woźniak
w kinie Obra pracuje od 32 lat. Zamiłowanie do tej pracy przejął po ojcu.
- Prowadzenie kina to ciężki chleb, tego nie da się robić tylko dla pieniędzy,
to trzeba lubić- mówi G. Woźniak
- Tu się wychowałem. Znam ten budynek jak chyba nikt inny. Chciałbym,
by zawsze było tu kino. Mimo finansowej mizerii staram się by wszystko
działało.
Z żoną stanowimy cały personel. Robimy to, co kiedyś wykonywało sześć
osób. Poza tym wszelkie naprawy wykonywały specjalistyczne ekipy. Teraz
staram się wszystko sam remontować. Zdarzają się kosztowne naprawy projektora.
Nowa żarówka - kolba ksenonowa kosztuje od 5 do 6 tys. zł. a panoramiczna
nasadka - 10 tys. zł. Takie małe kina zawsze były dotowane. Kino jest
takim samym elementem kultury jak inne placówki w gminie. Tu nie ma aż
takich zysków, które pokryłyby kosztowne remonty, a potrzeb jest wiele.
Ogromne środki pochłania ogrzewanie. Czeka wymian okien, kotłownia miała
przejść na opalanie gazem. Niestety obecny samorząd gminny wykazuje niskie
zainteresowanie losem kina. Nawet nie przychodzą na filmy.
W niektórych miejscowościach np. w Kargowej, Zbąszynku, Gubinie
czy Kościanie kina nadal są zarządzane przez samorządy. Gdyby doszło do
jego zamknięcia, koszty ponownego uruchomienia mogłoby wynieść nawet 60
tys. zł.
Moda na multipleksy
Obecne czasy pokazały, że kino znowu wróciło do łask, ale to duże
tzw. multipleksy. Po czasach kaset video, to one są największym zagrożeniem
dla małych, lokalnych kin.
- Ludzie wolą wydać np. w Poznaniu 40 zł, niż cztery razy przyjść na film
do mnie
- żali się dzierżawca
- Najbardziej nie rozumiem naszych szkół. Organizują drogie wyjazdy
do Poznania zamiast przyjść z dziećmi do kina, w Zbąszyniu. Większość
wierzy, że skoro są duże, to muszą być lepsze. Jednak małe kameralne kino
niedaleko domu może dać równą, a może i większą satysfakcję. Zawsze jest
to okazja do spotkania znajomych, nie jest się anonimowym widzem w fabryce
projekcji.
- Nam w małych kinach brakuje niekiedy tylko nowoczesnego sprzętu nagłaśniającego,
który kosztuje od 40 do 50 tys. zł - mówi G. Woźniak.
- Chodzi o odtwarzanie dźwięku w systemie dolby. Jakość kopii filmowej
jest taka sama. Oglądanie filmu w domu, choćby na najlepszym sprzęcie
nie oddaje atmosfery kina - wspólne reakcje widzów na to, co się dzieje
na ekranie.
- Przed projekcją dla szkół istnieje możliwość wprowadzenie w temat jak
to czynią nauczyciele z liceum - mówi dzierżawca.
- Poza tym wyjście do kina to element życia kulturalnego, czego nie można
rzec
o siedzeniu w domu przed telewizorem. Przed laty do kina szło się odświętnie
ubranym, nie było mowy o spożywaniu czegokolwiek na sali kinowej.
Przyjeżdżają nawet z Wolsztyna
G. Woźniakowie mają nieliczne, ale wierne grono widzów. Grają nawet
dla dwóch osób.
- Ludzie przyjeżdżają do nas nawet z dwa razy większego Wolsztyna, gdzie
po kinie zostało wspomnienie - mówi G. Woźniak.
- Nowości są u nas już po czterech, najwyżej pięciu tygodniach od premiery
w dużych kinach. G. Woźniak zauważa, że zmniejsza ilość operatorów kinowych
z uprawnieniami, brakuje ogólnodostępnych kursów, na których można zdobyć
odpowiednie kwalifikacje.
- Kino, które nie będzie miało osoby posiadającej aktualne uprawnienia
do obsługi projektora, nie może liczyć na to, że otrzyma jakikolwiek film
- mówi G. Woźniak
- Ja się szkoliłem we Wrocławiu, gdzie odbywałem praktyki w miejscowych
kinach. Wówczas zdobyłem uprawnienia kinooperatora i operatora kamer stacjonarnych.
Tam było kino, mieszczące 7 tys. widzów, aż czuło się tą presję.
|