Andrzej K. Waśkiewicz
Eugeniusz Kurzawa i drugi boom
Wiersz, który otwiera retrospektywny wybó Eugeniusza Kurzawy otwierał
także debiutancki tom Serial codzienny (1979, w piątej serii "Pokolenie,
które wstępuje"); trzy lata wcześniej, w lutym 1976 r., tym wierszem,
debiutował w okolicznościowym wydawnictwie studenckim.
Co tu taić, to ja wybierałem wiersze do debiutu prasowego w "Nadodrzu"
w marcu 1976 r., jak i do pierwszego tomiku. Bo Gienek przychodził
do redakcji "Nadodrza", w której wówczas pracowałem i przynosił
wiersze. Jak to zwykle bywa z debiutantami - raczej niewydarzone.
On przynosił a ja czytałem i coś tam usiłowałem wyjaśniać. Jedną
z takich rozmów gdzieś opisał. Nasz dialog mniej więcej przebiegał
tak:
- Wie pan, te wiersze są raczej fatalne.
- W sensie fatalizmu? Znaczy pesymistyczne?
- Nie, po prostu są do dupy!
O późniejszych nie dało się już tak powiedzieć.
Mnie wtedy w tych wierszach interesowała nie, tak to określmy, artystyczna
doskonałość (lub choćby tylko poprawność), ale pewien typ świadomości
(i wrażliwości) odmiennej zarówno od tej, jaką reprezentowali bezpośredni
poprzednicy - poeci Nowej Fali - jak i poeci mojego pokolenia. A
tę, wydawało mi się, właśnie ów wiersz wyraża.
Jeszcze bardziej widoczne było to w debiutanckim zbiorze.
Po latach można powiedzieć, że była to lokalna odmiana Nowej Prywatności.
Drugi boom poetycki w tym regionie.
Pierwszy lubuski boom poetycki, ten z późnych lat pięćdziesiątych
i wczesnych sześćdziesiątych, miał u swych źródeł decyzję administracyjną:
utworzenie województwa.
Drugi był jej konsekwencją - skoro powstało województwo, to - na
mocy reguły, którą Stefan Żółkiewski nazywa "przymusem kulturowym"
- tworzyły się właściwe ośrodowi wojewódzkiemu instytucje kulturalne.
Wśród nich uczelnie wyższe. Techniczna została stworzona od podstaw,
humanistyczna powstawała w drodze przekształceń: od Studium Nauczycielskiego,
poprzez Wyższą Szkołę Pedagogiczną po uniwersytet. Instytucje, o
których tu mowa, są historycznie zmienne, podobnie jak struktury,
które tworzą i otoczenie, w których działają. Ponadto, co nas tu
szczególnie interesuje - wytwarzają sobie tylko właściwe formy ruchu
kulturowego. I one są historycznie zmienne, podobnie jak służące
im - jak je nazywam - instytucje zależne. W latach siedemdziesiątych
dominowały struktury wytwarzane wewnątrz ruchu studenckiego. W życie
literackie wchodzili wówczas autorzy urodzeni w latach pięćdziesiątych.
W przypadku środowiska zielonogórskiego - był to okres, w którym
po raz pierwszy młodzi zdołali wytworzyć własne struktury życia
literackiego, alternatywne wobec struktur "dorosłych". Nie udało
się to rocznikom wcześniejszym, jakkolwiek podejmowali takie próby
("Nadwarcie", wydawnictwa KKMP). Po prostu - było ich zbyt mało,
nie mieli oparcia w instytucjach. Stąd znajdziemy wśród autorów
zielonogórskich takich, których możemy przypisać do poszczególnych
wcześniejszych generacji, bywało nawet, że w ruchu pokoleniowym
ogrywali znaczącą rolę, nie znajdziemy wszakże lokalnych odpowiedników
pokoleniowych jedności i służących im instytucji. Co najwyżej -
lokalne ośrodki ogólnopolskich zrzeszeń (typu KKMP).
Skoro powstała uczelnia, zahamowany został odpływ młodych. Studiując
w Zielonej Górze wytwarzali właściwe środowiskom studenckim instytucje
- kluby, zespoły artystyczne, grupy literackie, środowisko dziennikarzy
studenckich, pisma i jednodniówki. Pismem był ukazujący się od maja
1975 roku "Faktor" (redagował go Andrzej Buck), grupą Studencki
Klub Poetycki 54, który powstał w lutym 1976 i w tym samym roku
opublikował kserografowany zbiór wierszy.
Publikowali w "Nadodrzu", w kolumnach studenckich "Nadodrza" i "Gazety
Lubuskiej", ale przede wszystkim w "Faktorze", pierwsze książki
wydali w warszawskiej serii "Pokolenie, które wstępuje". Czesław
Markiewicz w roku 1978 (Modlitwa oszukanych, seria III), Eugeniusz
Kurzawa w 1979 (Serial codzienny, seria V), Andrzej Weber w 1979
(Uciec jak najbliżej, seria VI); zbiór wierszy Romualda Marka Jabłońskiego
Całkiem inna Biblia, całkiem inna Baśń, nagrodzony w konkursie O
laur "Faktorowego Pióra" ukazał się w 1980 jako wkładka do tego
pisma. Z grupą związani byli także Katarzyna Nowicka, Janusz Rećko,
Zbigniew B. Sejwa. Równolegle na WSP działała także grupa Kometa,
której liderem był Eugeniusz M. Konieczny.
Co charakterystyczne: byli widoczni. Nie tylko w macierzystym "Faktorze"
(gdzie działali w kolegium redakcyjnym), ale także w centralnych
pismach studeckich - "Integracjach", "itd", wydawnictwach okazjonalnych.
Dla dwóch z nich - Kurzawy i Markiewicza - dziennikarstwo stało
się zresztą zawodem (w okresie studiów działali w studenckim ruchu
dziennikarskim).
Widoczni byli także z perspektywy sporów pokoleniowych. W jednym
z manifestów gdańskiej grupy Wspólność są odwołania do ich tekstów
publikowanych w "Faktorze" i "Młodej Myśli" (dodatek do "Nadodrza").
Znaczy to tyle, że wśród rówieśnych jedności pokoleniowych byli
niejako równoprawni. Spierali się z rówieśnikami, oni dyskutowali
z nimi. Mieli ponadto organ, gdzie swoje sądy mogli artykułować,
nie prosząc o pośrednictwo starszych kolegów. Nic szczególnego.
Tak dzieje się dojrzałych środowiskach literackich, wielopokoleniowych,
podległych różnym statyfikacjom. Warto jednak pamiętać, że trzeba
było na to prawie ćwierćwiecza.
Poeci z Klubu 54 (1954 to data urodzenia kilku z nich) stanowili
część ruchu pokoleniowego Nowych Roczników. Opisywałem go w książce
Ósma dekada. O świadomości poetyckiej "Nowych Roczników" (1982),
tu wspomnę tylko, że - jak zwykle bywa w sporach pokoleniowych -
rozpoczęli go od zakwestionowania stanowiska najbliższych poprzedników
- generacji Nowej Fali. Potem się to nieco skomplikowało, ale -
najogólniej rzecz biorąc - szło o zmianę perspektywy oglądu rzeczywistości
- ze społecznej na prywatną, co wiązało się także ze zmianą podmiotu
mówiącego - "ja" zajęło miejsce "my". To "ja" artykułowało się różnie.
W jednym z wierszy Eugeniusz Kurzawa mówi o sobie "jestem czułym
sejsmografem". Wtedy, gdy wydawał swój pierwszy tomik, wydawało
się to deklaracją doświadczania życia w jego najbardziej powszednich
przejawach. Sprzeciwiało się zarówno konwencjonalnej poetyckości,
jak i, tak powiedzmy, tyrtejskim i wieszczym uroszczeniom. Co mogłaby
potwierdzać prześmiewcza Recenzja ze spotkania literatów w Gnieznie:
Marek Hłasko mówił:
Chrystus chciał uzdrowić
naród
to go ukrzyżowali.
Nie należy się wygłupiać.
Po drugiej stronie znajdzie się równie programowy utwór zatytułowany
Z drzwi:
Wejdźcie przyjaciele.
Siadajcie.
Nic nie mówcie.
Porozmawiajmy.
Dla interpretacji drugiego z tych utworów należałoby przywołać nie
tylko nowoprywatne programy, ale przede wszystkim teorię i praktykę
teatrów zwanych umownie postgrotowskimi. W okresie, o którym tu
mowa szło w nich bardziej o szczególny rodzaj kontaktów, interpersonalnych
więzi niż - używając języka z późniejszej epoki - wyprodukowanie
spektaklu. Nie produkt, ale samo działanie było ich celem, a raczej
związki jakie się w trakcie ich działań między ich uczestnikami
wykształciły, a także przemiany indywidualnych świadomości. Niesposób
nie zauważyć, iż w pierwszym z tych tekstów mamy do czynienia z
człowiekiem jako istotą społeczną, której polem działania jest społeczeństwo
właśnie, w drugim z człowiekiem, który więzi nawiązuje na płaszczyźnie
pozaintytucjonalnej, tyleż poszukując w nich innego, co siebie.
W posłowiu do Serialu codziennego pisałem, że zawarte tam wiersze
"ukazują [...] niejednoznaczny, ambiwalentny status uczestnika rzeczywistości,
stającego się jak gdyby na nowo z każdym kolejnym doświadczeniem".
Fakty bowiem, które rejestruje, przenoszone są do wiersza nie dlatego,
że po prostu są, ale z uwagi na rangę, jaką posiadają w tym odczytaniu
rzeczywistości, którego poeta dokonuje.
We wczesnym etapie twórczości Kurzawa dążył do rejestracji zdarzeń,
traktując je bądź jako zapis zachowań charakterystycznych dla generacyjnego
etosu, bądź ważnych z uwagi na miejsce jakie zajmują w rekonstruowanej
strukturze rzeczywistości.
Generacja Nowych Roczników swą literacką przygodę rozpoczynała od
negacji związków instytucjonalnych i wiary, iż presję realności
da się ominąć, koncentrując się na związkach międzyosobowych, prywatnych.
Znała też rozwiązanie inne. Porzucenie dużej społecznej perspektywy,
na rzecz więzi lokalnych. Dużej tradycji, na rzecz tradycji małej.
Że w niej, bywa, przegląda się ta duża, to kwestia odmienna. Kurzawa
swej małej ojczyźnie, rejonowi Zbąszynia, poświęcił sporo wierszy.
Ukazały się one w osobnym tomie zatytułowanym Zapis (1990, 1996).
"Świat był tam / ale przede wszystkim tu" pisze w jednym z wierszy
z tego zbioru. I mniej może ważne, że w tym "niepozornym miejscu",
gdzie działa się "mała historia" lokalne zazębiało się z ogólnym.
Ważniejsze jest to, iż z owej lokalnej perspektywy owo ogólne staje
się konkretne. Przemawia poprzez ludzkie losy, dzieje ulic i domów,
zapisy w starych księgach.
Ale możliwa jest jeszcze dalsza redukcja. Można potraktować siebie,
swój induwidualny los, swoje widzenie i doświadczanie świata jako
jedną z jego możliwych wersji. W części odbija się całość. Oceniam
świat nie poprzez to, że analizuję zachodzące w nim procesy, dającą
się zrekonstruować strukturę, ale przez to, że opisuję jeden z jego
produktów - siebie mianowicie.
I tak się to odbywało. W miarę upływu lat zagęszczenie "cytatów
z rzeczywistości" stawało się coraz mniejsze. Nie zapis zdarzeń
ze świata realnego, ale relacja z zajść w sferze świadomości. Od
operacji na faktach Kurzawa przeszedł do poezji konfesyjnej, zdającej
relacje z tego, co dzieje się wewnątrz.
Samotnieję, tak nazywał się tom wierszy Kurzawy wydany w 1986 r.
Wspólnota pokoleniowa, którą poświadczał w Serialu codziennym okazała
się nietrwała. A i rzeczywistość toczyła się innym trybem niż zdawał
się wierzyć w młodzieńczych utopiach. Teraz jest
nieuchronność ciągłego zaświadczania
trwającej bezsilności
burzenie niedojrzałych pomników
niweczenie siebie wczorajszego
więc
wciąż od nowa
trzeba zbierać
rozsypany świat
różnych wymiarów
wciąż od nowa
układać i wierzyć
że to jest jedyny sens
jedynie nasze życie
czy czujesz jak boli
jeszcze
Ale można jeszcze inaczej. Zobaczyć swą przygodę poznawczą i swój
los z perspektywy historycznej. Odtworzyć bieg zdarzeń i na swoje
doświadczenia spojrzeć z perspektywy, tego co stało się potem. Bez
nostalgii za minionym. Z przekonaniem jednak, że warto było, bo
z tej szamotaniny coś się przecież ostało.
To przejmujący zbiór Wciąż nowa prywatność (2003) powracający do
nadziei Serialu codziennego, poddający je weryfikacji społecznej
praktyki, a zarazem, przenikliwie i ironicznie, nicujący mity nowego
wspaniałego świata...
Po latach strasznie trudno odtworzyć zasadnicze punkty sporu Nowych
Roczników z Nową Falą, tak zostały doszczętnie zmistyfikowane. Jeszcze
trudniej określić czyje racje zwyciężyły. Prestiżowy sukces Nowej
Fali jest niewątliwy, tyle że jej późniejsza twórczość nijak się
ma ani do wczesnych wierszy, ani do postulatów z okresu burzy i
naporu. Nowe Roczniki, jakkolwiek funkcjonują na dalszym planie,
są - tak naprawdę - obecne w wierszach autorów dużo młodszych, tych
nawet, którzy zapewne nie znają ich tekstów. Nowa Fala była bowiem
ostatnim ogniwem poezji, która stawiała sobie cele przede wszystkim
społeczne, chciała być głosem (i rzecznikiem) zbiorowości. Jej nadzieje
(a i złudzenia także) doskonale dają się tłumaczyć w kontekście
programu "Kuźnicy". A i tyrtejskich tradycji poezji polskiej. "Chcemy
być współcześni, a nie poetyccy" - pisali poeci grupy Teraz w swym
manifeście. "Chcieliśmy być uczciwi / wobec życia prywatni i poetyccy"
- pisze Eugeniusz Kurzawa w wierszu Moje roczniki. Dalej jest mowa
o "problemie generacji tkwiącej w dybach naiwniej moralności", a
także o "naiwnym pokoleniu". Kto ciekaw co w epoce znaczył problem
"etycznego debiutu", czym był spór między koncepcją poety jako "eksperta
aksjologicznego" a "mitem artysty" może sobie poczytać odpowiednie
fragmenty mojej Ósmej dekady. O świadomości poetyckiej "Nowych Roczników"
(1982).
To, co Kurzawa nazywa "uczciwością" oznaczało kontakt z rzeczywistością
na poziomie doznań, nie hipostaz. To prawda, że "prywatność" w tym
ujęciu była także pewną propozycją życia społecznego (a więc i organizacji
społecznej), ale przede wszystkim sposobem reakcji na rzeczywistość,
nie z perspektywy zobowiązań, ale faktycznych nastawień. Po latach
stało się tak, iż i tamte zniewolenia, i wynikłe z nich zobowiązania
odeszły wniwecz. Aby bowiem prywatność była wartością zdobywaną,
nie daną z natury, musi istnieć sytuacja, która wymusza prymat zachowań
zbiorowych. W tym sensie "prywatność" była opozycyjna wobec nowofalowego
"uspołecznienia", prymatu tego co socjalne, a więc i polityczne.
I jedno, i drugie tłumaczyło się - tak powiedzmy - wewnątrz systemu.
Spór o to, co było wobec niego opozycyjne jest w gruncie rzeczy
bezprzedmiotowy. Wszystko zależy od punktu widzenia.
To, co opisuje Kurzawa jest prywatnością daną, nie zdobytą. Ona
po prostu jest. Pytanie tylko - jak da się użyć. Jak poeta, "sam
słaby", stojąc "po stronie słabszych" ma udowodnić swą rację? Udowodnić,
czyli sprzedać. Bo tylko wówczas, gdy zajmie właściwe miejsce na
rynku (tym rzeczywistym, albo tylko prestiżu), jego głos będzie
czymś więcej niż jednym z tysięcy głosów anonimów. O tym traktuje
ironiczny wiersz Poeta. Dylematy bowiem, które poetom jego pokolenia
przyszło rozstrzygać w momencie startu, unieważniły się. Poeta piszący
"raport z życia wewnętrznego" jest jednocześnie tym, który "wynajmuje
się do pisania haseł reklamowych i tekstów gazetowych", nie wie
"co zrobić z poetą w sobie". Tradycyjne bowiem role, przypisane
niejako w kulturze polskiej poecie nijak się nie mają do jego realnej
sytuacji. Zachowania zaś, które niegdyś znaczyły dziś są jeno pustymi
gestami. Jak ów "protest autorytetów / przeciw skarleniu sztuki
współczesnej i skażeniu / środowiska miazmatami". Być może wzorcowym
jest poeta, który w szkółce dla początkujących literatów
nauczałby ile może dać światu poeta
tworząc
zgrabny wiersz okolicznościowy
do czytania
na otwarciu przecięciu lub
poświęceniu
się
Skądinąd są to wcale pożyteczne enklawy, jakie bogate społeczeństwa
powołują, by dać środki utrzymania tym, którzy niezdolni są utrzymać
się z rynku.
Jak owe - realne przecież! - role mają się do posłannictwa i w jaki
sposób fundują się na fałszu, długo by rozprawiać.
Jest tak oto, że owe działania w enklawach przecież jakoś muszą
się przełożyć na uczestnictwo w życiu publicznym. Skądinąd też poeta
jeśli nawet w nim czynnie nie uczestniczy, to przecież go obserwuje.
To część jego prywatności. Jest swoistym paradoksem, iż procesy
tworzenia się nowych stereotypów, nowych reguł "poprawności politycznej"
udokumentowane są raczej w późnych wierszach Nowych Roczników niż
poetów Nowej Fali (Stabro wyjątkiem). U Kurzawy jest to drwiący
wiersz o 1 maju jako święcie kościelnym "zgodnym z wielowiekową
tradycją naszego kraju", które "lud pracujący miast i wsi" czci
"dorocznymi pielgrzymkami upamiętniającymi świętego józefa robotnika",
piękny wiersz o starym generale, który "jak rekrut publicznie /
tłumaczy się kapralom z wojny / którą wygrał", a także o "czwartym
Rzymie", czyli nowych podległościach.
Są to, tak powiedzmy, sprawy, które w jakiś sposób określają prywatność
poety. On nie mówi na forum, relacjonuje swe osobiste dylematy.
"ten świat się rozpada / ciągle / nie pasujemy do siebie" - pisze
w jednym z wierszy. Rozpada się, bo zmieniają się aksjologie, ale
on pozostaje "wciąż tym samym". Lgnącym do świata, który go odrzuca,
potwierdzając wciąż narastające poczucie zbędności.
I znów trzeba się cofnąć do starego sporu. Poczucie ważności poeta
Nowej Fali czerpał z wagi statusu "bycia poetą" - czyli jeśli nie
"ekspertem aksjologicznym" to projektantem przyszłych struktur społecznych
bądź krytykiem istniejących. Innymi słowy jego więzi społeczne nawiązywały
się na płaszczyźnie związków funkcjonalnych. Nowoprywatny "mit artysty"
miał zaś, wedle słów Marii Janion być "arcytypem człowieka", "rozpoznanie
artysty" stawało się w ten sposób "zgłębianiem człowieka". Rewelowaniem
jego najgłębszej istoty. Niesposób nie zauważyć, iż obie koncepcje
hipostazowały rzeczywistość. Absolutyzując jedną z ról, które ów
artysta realnie pełnił. Cóż śmieszniejszego niż wieszczek na etacie,
lub producent użytkowych tekstów w wolnych chwilach zgłębiający
tajemnice bytu i człowieczeństwa!
Przy tym wszystkim wszakże ma on wszakże do zaoferowania jedną wartość:
siebie mianowicie, swój los, swoje odczuwanie rzeczywistości. Pozbawione
ponadosobistych sankcji i zobowiązań, po prostu są. I tyle znaczą,
ile znaczą. Wciąż nowa prywatność Kurzawy dzieje się w małej przestrzeni
rodzinnej. Ona nie jest azylem, ale miejscem spełnienia. Nie jest
wyłączona z przestrzeni społecznej, ale jest jej częścią. Pisze:
niosę ze sobą wszystkie dzienne
frustracje i skażenia środowiskiem
przenoszę je w pejzaż domowy
przenoszę w krąg ognia
domowego
zaparzam na nim herbatę
i wchłaniam czarną dziurę świata
Tak bowiem dzieje się zwykła rzeczywistość. Wiersze, które niegdyś
chciały zmieniać świat, teraz ten świat, z jednostkowej perspektywy,
definiują. W jednostkowych losach odbijają się wszakże społeczne
zdarzenia. Przemiany ról, usytuowań, nastawień. Z owej domowej perspektywy,
pisał Leszek Żuliński ("Autograf" 2003, nr 5), "widzi się wszelki
rozsądek i nierozsądek świata, ład, który przetrwał i ład, który
był tylko złudzeniem bądź wręcz oszustwem. Takie obserwatorium daje
także "wciąż nową prywatność", tę potęgę wewnętrznych wartości,
z pozycji której można posiąść liczące się miary wobec zewnętrznego
chaosu". Można rzec jeszcze inaczej - tu dadzą się także spełnić
te normy, które chciałoby się narzucić światu. Jak ów
zbudowany własnoręcznie transformator
przetwarzający
wielki prąd kontaktów
z wszechświatem na niewielką moc
zaledwie rozpraszającą zawiesinę ciemności
budującą przystępną
szarość
jutra
Powiedzielibyśmy, iż nie "mit artysty" ale "koncept zwykłości",
człowieka świadomego, iż jest wiązką ról i żadnej z nich, jeśli
chce być autentyczny, nie może pominąć w konstruowanym w wierszach
obrazie siebie.
Stąd piękne wiersze o córce, żonie, duży blok wierszy o rodzicach,
ale i refleksy świata dookolnego, obrazy zwykłego bytowania, ale
i marzenia, poczucie niespełnienia, ale i nadzieja zapisania siebie.
Swój rodowód, ale także niegdysiejszy projekt siebie. I warianty
tego projektu, teraz już widziane z perspektywy zdarzeń, które go
unicestwiły. Mądre, gorzkie, ale i pełne nadziei wiersze.
Poznawcza przygoda Nowych Roczników właśnie się bilansuje. Wiersze
Kurzawy są ważnym głosem w tej zbiorowej autobiografii.
Andrzej K. Waśkiewicz
V, XII 2005
|