Jan Lechoń,

właściwie Leszek Serafinowicz (1899-1956), polski poeta. Był jednym z najwybitniejszych twórców okresu Dwudziestolecia. Już od pierwszych zbiorów wierszy: Karmazynowy poemat z 1920 r. i Srebrne i czarne z 1924 r. uznawano go za klasyka.
Najcenniejszym dokumentem do poznania życia poety, jego pracy twórczej, wewnętrznych zmagan i zawodów, poglądów i nastrojów, przemyśleń i złudzen jest rozpoczęty w dniu 30 sierpnia 1949 r. Dziennik. Trzytomowe dzieło - "kolubryna" - jak nazywał je Autor, to zapiski człowieka o dramatycznie skomplikowanych, owianych do dziś dozą tajemnicy związkach osobistych, udręczonego twórczą niemocą, niespełnieniem pokładanych
w nim nadziei, obejmujące siedem lat.

Czesław Miłosz w The History of Polish Literature (University of California Press, Berkeley, 1983, str.393) stwierdził:
"W całej polskiej poezji współczesnej jego kryształowy, zimny wers wydaje się zbliżać najbardziej do klasycznego rygoru". A sam poeta w wierszu z 1943 r. Jabłka i astry napisał:
Spokojnie pisz do końca swe wiersze klasyczne,
Które wtedy są dobre, gdy cierpisz w milczeniu.

1916 rozpoczął studia z filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Współredaktor czasopisma Pro Arte et Studio, 1918 współtwórca słynnego kabaretu literackiego Pod Picadorem, 1920 - grupy poetyckiej Skamander. 1926-1929 redaktor satyrycznego tygodnika Cyrulik Warszawski, 1929 sekretarz redakcji Pamiętnika Warszawskiego.
1930-1939 attaché kulturalny ambasady RP w Paryżu.
Od 1940 w USA, 1943-1946 współredaktor Tygodnika Polskiego i współzałożyciel nowojorskiego Polskiego Instytutu Naukowego. Stały współpracownik londyńskich Wiadomości Polskich, Politycznych i Literackich.

Poeta zamieszkał w Nowym Jorku późnym latem 1941 r. po tułczace wojennej przebytej "transatlantyckim szlakiem", jak wielu polskich artystów, intelektualistów i twórców. W mieście tym przeżył ostatnich piętnaście lat "burzliwych" i "nędznych."
W przedmowie do wydanego w 1992-1993 w Warszawie przez Instytut Wydawniczy Dziennika Roman Loth pisze:
"Świadomy swego wychodzczego losu, mając do wyboru różne scenariusze akceptacji wybrał ten, który określić można jako 'emigranckie getto', jako "bycie Polakiem w Nowym Jorku".
Z wierszy Lechonia przebija ubolewanie, a nawet rozpacz nad losem emigranta.
Dwa dni przed tragicznym finałem - desperackim skokiem
[8 VI 1956] z 14. piętra hotelu Henry Hudson w Nowym Jorku -
- Jan Lechon wczesnym rankiem wyspowiadał się, przystąpił do komunii św. i otrzymał ostatnie namaszczenie.
"Najcięższego grzechu" jednak nie wyjawił.

11 maja 1991 r. na cmentarzu Calvary w dzielnicy Queens w Nowym Jorku ekshumowano prochy poety. Pochowano je
w Laskach, pod Warszawą, na skraju Puszczy Kampinoskiej, zgodnie z życzeniem Lechonia wyrażonym w wierszu To, w co tak trudno nam uwierzyć:

To, w co tak trudno nam uwierzyć,
Kiedyś się przecież stanie jawą.
Więc pomyślałem: chciałbym leżeć
Tam, gdzie mój ojciec - pod Warszawą.
Niech ci ta myśl się nie wydaje
Ani małością, ni znużeniem,
Z największym kocha upojeniem,
Kto się z miłością swą rozstaje.
I nagle widzisz: jest noc chmurna
I niebo polskie ponad nami,
I stary ogród. A w nim urna
Z naszego życia popiołami.

(1941)

 

 
   
   
***