Po deszczu

Deszcz, słońcem zaskoczony - poszperał u płotu
I zdrobniał - i łzawiejąc, w bezkres się oddala.
Niebo w kałuż błyszczydłach - obłoki utrwala,
Jakby ktoś wodę biało opierzył do lotu.

W pajęczynie, rozpiętej na liściach paproci,
Z mroku w blask się rozhuśtał znikliwy zjaw tęczy.
Czasem coś, czego nie ma, pod wiatr się zazłoci,
By dorzucić swe złoto do pszczoły, co brzęczy...

Na bylicy się dłużą dżdżu płynne kolczyki,
A cienie, gdy z gęstwiny wybiegaja boso,
Idą - w żal i z powrotem, jak te pacholczyki,
Co w piosence - w takt śmierci Magdalenkę niosą...

A o tej Magdalenki śpiewanym pogrzebie
Aniołowie wspominać lubią na błękicie -
I gdy znuży ich mgliste z wiecznością współżycie -
Młodzą skrzydła na deszczu, co wilży sny w niebie.

Łagodząc nieśmiertelność tych skrzydeł
                                                  podmuchem -
To - rojno, to - w rozsypce na mniejsze gromady -
Krążą w słońcu nabytym od motyli ruchem,
Jak puszyste - o czar swój dbające owady.

 

 
   
   
poprzedni wiersz     następny wiersz