Rozmowa z Agnieszką Rybicką, powrót
  muzykiem  

Jestem u siebie


- Jak się czuje na prowincji artystka po akademii muzycznej?
- Dlaczego na prowincji?! Jestem u siebie! Stąd pochodzę, tu są moje korzenie, dlatego tutaj dobrze się czuję.

- To znaczy, że Zbąszyn jest dobrem miejscem dla twórcy?
- Mam dobre warunki do ćwiczen, bo mieszkam trochę na uboczu, a więc moje muzykowanie nikomu nie przeszkadza. Natomiast jeśli trzeba zagrać koncert, wystąpić, to różne orkiestry i zespoły w kraju wiedząa gdzie mnie szukać. Umawiam się i jadę do tego "wielkiego świata". Ale to, co tutaj robię bardzo mi odpowiada, więc moje samopoczucie jest tym lepsze.

- Tak od razu po studiach zdecydowała się pani na Zbąszyń?
- Nie od razu. Przyznam, że zastanawiałam się, co może robic muzyk w małym mieście. Najbardziej namawiała mnie mama, poprowadzisz Szałamaje, mówiła, to jedyny taki zespół w Polsce.
A kiedyś spotkałam na ulicy Kasię Solarek, która akurat została dyrektorem ośrodka kultury. Zaproponowała mi pracę, no i zostałam.

- Pracuje pani w ośrodku kultury i rzeczywiście, jak chciała mama, prowadzi Szałamaje.
-Dorzucę jeszcze zajęcia z sygnalistami myśliwskimi w technikum leśnym w Rogozincu, próby otwarte w Kazamatach oraz kapelę Iznowu.

- Odniosła pani też sukcesy jako kompozytorka hejnału zbąszyńskiego nagrodzonego
w rywalizacji krajowej.

- Fakt, było to przyjemne zaskoczenie, ale to właśnie jest interesujące w mojej pracy:
różne wyzwania! Kształcono mnie na profesjonalną, lecz w końcu odtwórczynię muzyki.
Tymczasem przyszły wyzwania: skomponuj hejnał, muzykę do widowisk Teatru S, skomponuj coś dla zespołu Iznowu. Cóż, pomyślałam, czemu nie...

- Slyszałem o zespole Iznowu, który pani prowadzi, że wykorzystujecie kozła weselnego, przetwarzacie muzykę ludową na rozrywkową. Czy to ma być wielkopolska odmiana Golec uOrkiestra lub Brathanków?
- Idziemy w tym kierunku, ale czy się uda? Potrzebowałabym więcej muzyków. Jeden talent, jakim niewątpliwie jest uczeń liceum Piotr Strugała, to za mało. Mamy problemy z wokalistę, przydałby się tekściarz, słowem potrzebny jest przebój, coś co wpadnie w ucho i ewentualnie "pociągnie" zespół.

- Narzeka pani na pewne niedostatki muzyczne, ale przecież w mieście jest jedyna w kraju, państwowa szkoła muzyczna z klasą instrumentów ludowych. Dlaczego pani tam nie uczy?
Czy stamtąd nie można oczekiwać pomocy?

- W szkole wiedzą, że tu jestem i jeśli bedę potrzebna, na pewno mnie znajdą. Ale należy wiedzieć, iż tego rodzaju placówka nie wykształci muzyków z iskrą bożą, bo z tym się trzeba urodzić. Oczywiście zapewne niemało takich stąd się wywodzi, nie przeczę. Dobrze jest jednak potem ukończyć także średnią szkołę i studia. A takich fachowców jest u nas za mało.

- Mimo wszystko wychodzą tu problemy małego miasta.
- Wychodzą w różnych momentach, lecz mi to nie przeszkadza. Jest za to dobra atmosfera w pracy, mam stałe zatrudnienie, robię to, co lubię. Mało?!

- Dużo. Tym bardziej, że minusy może pani sobie zrekompensować koncertując w zawodowych orkiestrach Łodzi...
- ... Bydgoszczy,Torunia, Szczecina, Białegostoku, Jeleniej Góry.

- Lubi pani Zbąszyń?
- Miasto tak, mieszkańców, powiedzmy, trochę mniej.

- O! Dlaczego?
- Bo widzę, jaką naprawdę dobrą ofertę kulturalną przygotowujemy w ramach Zbąszyńskiego Ośrodka Kultury dla odbiorców i jak mało osób z niej korzysta. Proszę mi wierzyć,
że żadne z sąsiednich miast nie ma tak wysokiego poziomu kultury jak my, ani Wolsztyn,
ani Nowy Tomyśl, ani Zbąszynek. W zasadzie nasze miasto jest kulturalną stolicą powiatu.
Są wystawy, koncerty, premiery, na których widzę wciąż tę samą grupkę ludzi. Lecz potem słychać "na mieście" marudzenie, że mało się dzieje w kulturze. Oczywiście narzekają ci, co nie przychodzą. Taka mentalność! A mnie to denerwuje.

- Czy personalnie też ktoś się pani czepia? Że wielka artystka, a chodzi w męskich traperkach na grubej podeszwie?
- Tak, wiem, że mówią, albo mówili w swoim czasie o mnie: "ta od kapeluszy", albo" "ta w żółtej bluzie", bo takową kiedyś nosiłam. Albo coś tam na temat mojego starego samochodu.
Nie przejmuję się tym, wsiadam do samochodu i jadę.

- Dlaczego się pani nie przejmuje? Chyba trzeba...
- To kwestia osobowości. Mam swój świat, w którym żyje i nie interesuje mnie świat drobnomieszczański.

- Zechce zatem pani zmieniać ludzi?
- Chętnie pomogłabym tym, którzy chcą zaprzyjaźnić się z kulturą. Zależałoby mi, żeby bywali
na imprezach, korzystali z możliwości jakie szykujemy. Bo to wszystko jest właśnie dla naszych mieszkańców.

- Dziekuję.

 

Rozmawiał: Eugeniusz Kurzawa
Fot. Mariusz Kapała

Cykl - Zbąszyńskie rozmowy
Wywiady ukazywały się w Gazecie Lubuskiej wiosną 2003 r.

E-mail: teren@gazetalubuska.pl powrót