Urok małego kina

Mimo upadku wielu małych kin Elżbieta i Gerhard Woźniakowie ze Zbąszynia od ponad dwudziestu lat wyświetlają filmy w miejscowym kinie Obra.


Obsługi projektora Gerhard     Woźniak uczył się w największych     wrocławskich kinach.

 

Kino Obra posiada 135 miejsc siedzących, jedno z nich zajmuje Gerhard Woźniak operator w kinie
z 50 letnią tradycją.


Po zmianach ustrojowych wyposażenie kina za symboliczne pieniądze przejął samorząd gminny od Okręgowego Przedsiębiorstwa Rozpowszechniania Filmów w Zielonej Górze. Sam budynek należał do Zbąszynia już wcześniej. Początkowo kinem zarządzał miejscowy Ośrodek Kultury. W 1992 roku placówkę wydzierżawiono Woźniakom.
- Tylko na początku premiera bajki "Król lew" przyciągnęła tłumy widzów, w ciągu dnia w Obrze bywało około 900 osób - wspomina G. Woźniak
- Potem była posucha, ludzie przestali chodzić do kina. Woleli w domu oglądać filmy z kaset video. By się utrzymać w 1992 roku postanowiliśmy ratować kinowy budżet tym co się wówczas przyczyniało do jego upadku, czyli wypożyczaniem kaset video. W połowie lat 90. powoli zaczęła się odzywać tęsknota za dużym ekranem. W kinie spędził prawie całe życie Rodzina Woźniaków ze zbąszyńską "muzą" związana jest od ponad pół wieku. G. Woźniak w kinie Obra pracuje od 32 lat. Zamiłowanie do tej pracy przejął po ojcu.
- Prowadzenie kina to ciężki chleb, tego nie da się robić tylko dla pieniędzy,
to trzeba lubić- mówi G. Woźniak
- Tu się wychowałem. Znam ten budynek jak chyba nikt inny. Chciałbym, by zawsze było tu kino. Mimo finansowej mizerii staram się by wszystko działało.
Z żoną stanowimy cały personel. Robimy to, co kiedyś wykonywało sześć osób. Poza tym wszelkie naprawy wykonywały specjalistyczne ekipy. Teraz staram się wszystko sam remontować. Zdarzają się kosztowne naprawy projektora.
Nowa żarówka - kolba ksenonowa kosztuje od 5 do 6 tys. zł. a panoramiczna nasadka - 10 tys. zł. Takie małe kina zawsze były dotowane. Kino jest takim samym elementem kultury jak inne placówki w gminie. Tu nie ma aż takich zysków, które pokryłyby kosztowne remonty, a potrzeb jest wiele. Ogromne środki pochłania ogrzewanie. Czeka wymian okien, kotłownia miała przejść na opalanie gazem. Niestety obecny samorząd gminny wykazuje niskie zainteresowanie losem kina. Nawet nie przychodzą na filmy.
W niektórych miejscowościach np. w Kargowej, Zbąszynku, Gubinie
czy Kościanie kina nadal są zarządzane przez samorządy. Gdyby doszło do jego zamknięcia, koszty ponownego uruchomienia mogłoby wynieść nawet 60 tys. zł.

Moda na multipleksy

Obecne czasy pokazały, że kino znowu wróciło do łask, ale to duże
tzw. multipleksy. Po czasach kaset video, to one są największym zagrożeniem dla małych, lokalnych kin.
- Ludzie wolą wydać np. w Poznaniu 40 zł, niż cztery razy przyjść na film do mnie
- żali się dzierżawca
- Najbardziej nie rozumiem naszych szkół. Organizują drogie wyjazdy
do Poznania zamiast przyjść z dziećmi do kina, w Zbąszyniu. Większość wierzy, że skoro są duże, to muszą być lepsze. Jednak małe kameralne kino niedaleko domu może dać równą, a może i większą satysfakcję. Zawsze jest to okazja do spotkania znajomych, nie jest się anonimowym widzem w fabryce projekcji.
- Nam w małych kinach brakuje niekiedy tylko nowoczesnego sprzętu nagłaśniającego, który kosztuje od 40 do 50 tys. zł - mówi G. Woźniak.
- Chodzi o odtwarzanie dźwięku w systemie dolby. Jakość kopii filmowej jest taka sama. Oglądanie filmu w domu, choćby na najlepszym sprzęcie nie oddaje atmosfery kina - wspólne reakcje widzów na to, co się dzieje na ekranie.
- Przed projekcją dla szkół istnieje możliwość wprowadzenie w temat jak to czynią nauczyciele z liceum - mówi dzierżawca.
- Poza tym wyjście do kina to element życia kulturalnego, czego nie można rzec
o siedzeniu w domu przed telewizorem. Przed laty do kina szło się odświętnie ubranym, nie było mowy o spożywaniu czegokolwiek na sali kinowej.

Przyjeżdżają nawet z Wolsztyna

G. Woźniakowie mają nieliczne, ale wierne grono widzów. Grają nawet dla dwóch osób.
- Ludzie przyjeżdżają do nas nawet z dwa razy większego Wolsztyna, gdzie po kinie zostało wspomnienie - mówi G. Woźniak.
- Nowości są u nas już po czterech, najwyżej pięciu tygodniach od premiery
w dużych kinach. G. Woźniak zauważa, że zmniejsza ilość operatorów kinowych
z uprawnieniami, brakuje ogólnodostępnych kursów, na których można zdobyć odpowiednie kwalifikacje.
- Kino, które nie będzie miało osoby posiadającej aktualne uprawnienia
do obsługi projektora, nie może liczyć na to, że otrzyma jakikolwiek film
- mówi G. Woźniak
- Ja się szkoliłem we Wrocławiu, gdzie odbywałem praktyki w miejscowych kinach. Wówczas zdobyłem uprawnienia kinooperatora i operatora kamer stacjonarnych. Tam było kino, mieszczące 7 tys. widzów, aż czuło się tą presję.

 

Na premierę "Krzyżaków" w Zbąszyniu     na początku lat 60 tych przyjechał     odtwórca roli Juranda - Andrzej     Szalawski, który wygłosił na temat
    filmu kilkunastominutową prelekcję.

 


Kino u Jasia Bombki

Zbąszyńskie kino ma bogate tradycje. Początkowo mieściło się ono w zupełnie innym miejscu.
- Pierwsze, jeszcze nieme, kino w Zbąszyniu znajdowało się przy ul. Senatorskiej, na zapleczu byłego sklepu "Kasprowy" - mówi G. Woźniak
- Dźwięku nie było, ale za to grano na pianinie. Po wojnie pierwsze projekcje odbywały się w obecnym domu kultury. Działało wówczas wiejskie kino objazdowe. Z zapisków kroniki prowadzonej przez pierwszego kierownika Jana Domagałę wynika, że kino Obra w obecnym budynku rozpoczęło działalność 1 stycznia 1951 roku. Sam budynek jest stary, pochodzi na pewno z początku XX wieku.
Przed wojną mieściła się tu sala taneczna z restauracją. Z kroniki dowiadujemy się, że pierwszymi filmami wyświetlanymi w kinie Obra były "Czarci Zleb" - premiera w 1950 roku, sensacyjny o pracy ograniczników i komedia amerykańska "Cyrk" z Charlie Chaplinem w roli głównej. Oba filmy były już na szerokiej taśmie, czyli o lepszej jakości. Projekcje cieszyły się dużym zainteresowaniem.
Ujmuje to w dosyć humorystyczny sposób J. Domagała w swej kronice
- "Ludzie walili do kina, jak po świeże bułeczki". Przez kolejne 10 lat filmy wyświetlano w zwykłej sali. Widzowie siedzieli na krzesłach ustawionych
w rzędami. Okazją do remontu była premiera filmu Krzyżacy. Wówczas zbaszyńska muza dorobiła się panoramicznego ekranu i typowo kinowej widowni.
Wyściełane siedziska to luksus, który dotarł do Zbąszynia w 1976 roku z kina
w Legnicy, które przechodziło wówczas kapitalny remont po powodzi. Po kilku latach, w 1982 roku kino doczekało się kolejnego kapitalnego remontu. Zamontowano podwieszany sufit, boazerię, nowy sprzęt kinotechniczny, głośniki. Ogrzewanie piecowe zastąpiła kotłownia parowa. Na tamte czasy było to jedno
z bardziej nowoczesnych kin w okolicy.

Listopad miesiącem filmu radzieckiego

Nikt już nie pamięta czasów, kiedy w listopadzie kierownicy kin w całej Polsce mieli obowiązek projekcji tylko radzieckiej kinematografii.
- Obowiązkowo organizowano wystawy, robiono gazetki ścienne - wspomina G. Woźniak
- Była też rywalizacja wśród kierowników kin. Laury zbierali ci, którzy zachęcili do obejrzenie radzieckiego filmu jak największe ilości widzów. Pod tym względem prym w okolicy wiodło wolsztyńskie kino. Widzowie byli, ale na papierze. Zakłady pracy kupowały bilety a ludzie nie szli.

Filmy na stojąco

Stojące bilety, dostawiane krzesła, bileterka wskazująca miejsce, kto to pamięta?
- wspomina G. Woźniak
- A tak bywało, choćby w 1982 roku podczas projekcji bijącego rekordy oglądalności filmu z Brecem Lee "Wejście smoka". Nikomu nie przeszkadzała obowiązkowa kronika, a po niej dodatki np. o oddaniu nowej drogi, czy też pracy przy piecach hutniczych, by w końcu zobaczyć mistrza karate.

Zbąszyńskie migawki na dużym ekranie

Dwa dodatki dotyczyły zbąszyńskiego folkloru pt . "Śpiewający kozioł" i "Spadł
z pieca gołąbek". Ostatnia uroczysta projekcja w kinie Obra miała miejsce w latach 80, podczas sesji z okazji wręczenia medali. G. Woźniak osobiście zabiegał
o odzyskanie "Gołąbka ..." w Zielonej Górze, jednak jak dotychczas bez skutku.

Może sala koncertowa?

Ciekawym pomysłem pełniejszego wykorzystania budynku kina było jego dostosowanie do potrzeb sali koncertowej, która głównie służyłaby uczniom miejscowej Państwowej Szkoły Muzycznej. Scena miała powstać po likwidacji kotłowni węglowej znajdującej się tuż za ekranem. Budynek miał być ogrzewany piecami gazowymi. Jednak to wszystko pozostaje nadal w sferze odległych planów, a czas goni. Wystarczy, że obecny dzierżawca nie będzie mógł dalej prowadzić kina. Nie ogrzewany obiekt szybko popadnie w ruinę i podzieli los
innych małych kin.

 

Podziel się swoim zdaniem

danka@poznan.home.pl   Tel: 600 651 952

Roman Rzepa

Fot. Roman Rzepa
Luty 2005

powrót