Rozmowa z MIROSŁAWĄ MAJEROWICZ- KLAUS powrót
  z leśniczówki Emaus w Stefanowicach pod Zbąszyniem  

Tu siedzi jakaś niemoc


Mirosława Majerowicz-Klaus, absolwentka pedagogiki UAM w Poznaniu, ponadto ukończone studia z psychoterapii, psychologii i seksuologii. Mąż - Ryszard, córki - Ewa (26 lat), Zosia (23), Anusia (8).
   


- Jak po roku zamieszkiwania znajduje pani gminę Zbąszyń?
- Szczerze? Tak, jakby nie miała gospodarza!

- Aż tak źle?!
- Tworząc ośrodek terapii małżeńskiej "Leśniczówka Emaus", który ma też status agroturystyki, objechałam cały Region Kozła prosząc w każdej z siedmiu gmin o materiały promocyjne dla gości mojej placówki. Pan Silski z biura promocji w Zbąszyniu nic akurat wtedy nie miał, ale obiecał zadzwonić, jak wyjdą nowe foldery. Nie zadzwonił do dziś...

- Tymczasem przez leśniczówkę w końcu zeszłego roku przewaliła się medialna burza w związku z przygarnięciem przez panią czeczeńskiej rodziny.
- Właśnie! Było kilkanaście telewizji krajowych i zagranicznych, wiele z nich dopytywało się o najbliższe miasto, o okolicę. Mogłabym promować Zbąszyń. Ale czym?!

- Ale żeby aż "brak gospodarza"? Może to drobne zaniedbania?
- Nie sądzę, wręcz przeciwnie, mam wrażenie, iż w tej - zresztą bardzo oryginalnej społeczności lokalnej - siedzi od dziesiątków lat jakaś niemoc, jakiś paskudny bezwład. Jakby nad Obrą i jeziorem codziennie od rana unosiły się opary niemożności.

- To takie poetyckie ogólniki.
- Mam konkrety. Zawsze w środy jeżdżę na zajęcia z pacjentami do Poznania. W związku z tym znalazłam zakład fryzjerski, do którego chodziłam się czesać. Któregoś razu fryzjerka pyta: a pani sama nie może się uczesać? Albo idę do ogrodnictwa, zresztą trzy razy pod rząd zamkniętego mimo informacji o godzinach otwarcia. Wreszcie otwarte. Zanim otworzyłam usta pracownik rzuca: jabłonek nie ma, czereśni nie ma, grusz brak. Jak może się tutaj coś udać, jeśli ludzie mają taki sposób myślenia i działania?!

- Może nie trafiła pani jeszcze na właściwych ludzi, na sensowne instytucje?
- Tak? To zacznijmy od ratusza. Otóż urząd miasta nie ruszył dotąd z żadnymi poważnymi programami unijnymi! A robią to wszystkie okoliczne gminy, Babimost, Siedlec, który potrafił wyciągnąć ponad dwa miliony z programu "Odnowa i rozwój wsi" i stara się nadal. Proszę zobaczyć jakim uderzeniem promocyjnym Siedlca jest "Święto Świni"! Może się równać tylko z wolsztyńskimi parowozami. Dlaczego Zbąszyń nie potrafi tak zagrać?

- Deportacja Żydów do Zbąszynia w 1938 r. była znana w całym świecie.
- O to chodzi! Ale czy wykorzystano ten fakt pokazując jak zbąszynianie pomagali wtedy Żydom? Że pisał o tym "New York Times"? Słowem zero promocji, mimo olbrzymich walorów gminy.

- Jakie walory ma pani na myśli?
- Niemal wszystko! Historię, folklor, duży dworzec, muzykę ludową, obyczaje. Np. jak przyjechałam tu to zauważyłam, iż nigdzie w Wielkopolsce - a jestem Wielkopolanką, pochodzę z Trzemeszna - nie ma tak pięknych obchodów Bożego Ciała. Tylko dziwne, że dziewczynki sypiące kwiatki robią to w obcych strojach, a nie lokalnych, takich jakie ma Wesele Przyprostyńskie.

- Nie wyłapała pani promocji turystycznej, chyba najważniejszej.
- Zgoda, iż najważniejszej, ale trzeba sobie uzmysłowić, iż mitem jest stwierdzenie, że Zbąszyń jest miastem turystycznym. Tego nigdzie nie widać! Na czym polega bycie ośrodkiem turystycznym? Kto tutaj żyje z turystyki? Co zrobiono, żeby "sprzedać" ogromne jezioro łączące się z kilkunastoma innymi? Przecież to niemal Mazury. Gdzie porty, gdzie przystanie, gdzie obsługa turystyczna? Foldery? Strony w internecie?

- Co jest winne tej całej sytuacji?
- Trudno powiedzieć jednoznacznie, gdyż taka sytuacja jest od dawna. Burmistrzowie się zmieniają, a stagnacja jest normą. Chyba tego nie widzą. Moim zdaniem w tej gminie brak liderów, nie ma dynamicznych grup lokalnych patriotów! Choć jest wyjątek - ksiądz proboszcz Piotrowski. To autentyczny przywódca społeczny, człowiek czynu, nie bojący się zmian. Gdyby znalazł się taki burmistrz, to ludzie by za nim poszli.

- Nie męczy pani ta sytuacja? Nie lepiej było zostać w Poznaniu?
- Męczy, czasem mam dość, ale to dla mnie także wyzwanie, szansa do zmian, a ja lubię podejmować wyzwania.

- Dziekuję.

 


ahalas@gazetalubuska.pl   Tel: 0 68 324 88 71

Rozmawiał: Eugeniusz Kurzawa

Fot. Paweł Janczaruk
(Gazeta Lubuska 2008)

powrót