Najbardziej nas cieszą sygnały od widzów
- Jak to się stało, że została pani prezenterką ZTK?
- Kiedy Spółdzielnia Telekomunikacyjna (obecnie SpTelek Sp.z o.o.), otrzymała
koncesję na nadawanie programu telewizyjnego, zrezygnowaliśmy z wydawania
miesięcznika "Zbąszynianin". Zmienił się więc sposób przekazywania informacji,
a ja z dziennikarza prasowego przekwalifikowałam się na telewizyjnego.
Jednak praca w telewizji znacznie różni się od pracy w gazecie, bo w "Zbąszynianinie"
nie było mnie ani widać, ani słychać. A w "Wiadomościach lokalnych" doszedł
ten element, który okazał się dość istotny i ...trudny - dobrze, że lubię
wyzwania! Było to już cztery lata temu...
- Nie żal troszeczkę "Zbąszynianina"?
- Szczerze mówiąc tak. Gazeta miała swoją historię i swoich odbiorców.
Jeszcze dziś spotykam się z opiniami czytelników, że brakuje im naszego
miesięcznika.
- Pamięta pani swój pierwszy występ przed kamerą?
- Pamiętam i to bardzo dobrze. Emocje podczas nagrania były ogromne ,
ze zdenerwowania trzęsły mi się ręce. Ciekawa jednak byłam, jak ludzie
mnie "odbiorą" - okazało się, że nie było najgorzej!
- Czy praca w popularnie nazywanej "kablówce" jest trudna? Na czym
ona polega?
- "Wiadomości lokalne" tworzą cztery osoby. Leszek Wawrzyński i Wojciech
Winiarz są reporterami terenowymi. Nagrany materiał przywożą do biura
i tutaj zaczyna się moja praca. Najpierw oglądam wszystkie nagrania, a
potem wybieram, przycinam i piszę do nich teksty. Następnie odbywa się
nagranie "pod obraz", a potem w studio. Na końcu Krzysztof Rożek montuje
kilkuminutowe informacje, które telewidzowie oglądają w swoich domach.
Praca w "Wiadomościach " jest ciężka, ale sprawia mi bardzo dużo przyjemności.
- Skąd czerpie pani pomysły na tematy?
- Część z nich powstaje w naszych głowach, ale korzystamy też z zaproszeń
na imprezy w naszej gminie i w sąsiednim Zbąszynku. Co do decyzji dotyczącej
wyboru wiadomości - to zazwyczaj decyzję podejmujemy wspólnie. Chociaż
podobno ja tu rządzę...
- Czy widzowie zgłaszają jakieś uwagi do programu...?
- Oczywiście, że tak! Reagujemy na informacje od naszych widzów, które
zresztą najbardziej nas cieszą, bo to oznacza, że jesteśmy oglądani. Czasami
potrafimy też pomóc w rozwiązaniu trudnego problemu. Dzwonią, podsuwają
tematy, czasami nawet chwalą... To właśnie na prośbę widzów, zwiększyliśmy
częstotliwość emisji programu.
- Wiem, że starsi mieszkańcy gminy cieszą się z transmisji niedzielnych
mszy św. Kto był pomysłodawcą?
- Transmisje się rozpoczęły, gdy do parafii przyszedł proboszcz Zbigniew
Piotrowski. Podjęliśmy się tego zadania, bo uważaliśmy, że jest to bardzo
dobry pomysł. Chorzy i starsi mieszkańcy mogą obejrzeć mszę św., która
jest odprawiana w naszym kościele. Żałuję, że nie doczekała tego moja
babcia...
- Dziękuję za rozmowę.
fot. Alina Bok
|