- W jaki sposób buntownik przemienił się w człowieka
urzędu?
- Odwróciłem sposób myślenia. Wyszło mi, że skoro mam wiedzę dotyczacą
marketingu
i zarządzania, to w miejscu gdzie ewidentnie trzeba ją wykorzystywać mogę
stać się przydatny.
- Jest pan już pięc lat po studiach. Co pan zmienił
w mieście?
- Wpierw złożylem burmistrzowi propozycję powołania biura promocji, które
tworzyłem od podstaw. Nie wszyscy wiedzieli na czym polega promocja.
- Dziś jest lepiej? Czy Zbąszyń rzuca się Polsce
czy Europie w oczy?
- Parę spraw się udało. Przyzwyczaiłem ludzi, zespoły, delegacje oficjalne
i nieoficjalne, słowem osoby wyjeżdzające w jakichś
sprawach, aby pamiętali podczas wyjazdu o swym mieście,
aby "sprzedawali je". Teraz gdy ktoś wyjeżdza dopomina się o mapki, foldery.
Wciąż zresztą pracujemy nad nowymi, atrakcyjnymi materiałami promocyjnymi;
jest oczywiście internet,
był film w telewizji. Czy Zbąszyń jest wypromowany? Ciągle poszukujemy
produktu eksportowego, który przyciągnie turystów, bo jako gmina stawiamy
na turystykę.
- A kozioł? Jedyna w kraju szkoła muzyczna z klasą
instrumentów ludowych?
- Zgoda, kozioł jest niepowtarzalny, ale to instrument ludowy, element
folkloru. Kogo z młodych "weźmie" muzyka ludowa, oprócz dwóch pasjonatów?
- A co jak nie sparafrazowaną muzykę ludowa grają
Golec uOrkiestra albo Brathanki?!
- To sa muzycy zawodowi! U nas kapele koźlarskie to mimo wszystko amatorzy.
Lecz gdyby nawet chcieli, to i tak nie pójdą w tym kierunku. Jaki krzyk
podniósłby się, gdyby koźlarze zagrali w zespole typu Brathanki?! Wie
pan, ile od etnografów nasłuchają się muzycy z zespołu Kotkowiacy?!
Bo mieszają gatunki, nie używają klasycznego instrumentarium, słowem to
nie jest czysta muzyka koźlarska.
- Żaden problem: kto nie chce słuchać Kotkowiaków
- idzie na Biesiadę Koźlarską.
- Ważniejsza sprawa jest brak profesjonalnych muzyków, takich jak bracia
Golcowie.
Mamy wprawdzie znakomitą waltornistke Agnieszkę Rybicką i jej kapelę Iznowu
- idacą w kierunku, o którym mówimy, ale to nie jest równy zespół. Na
pierwsze miejsce listy przebojów nie wskoczy.
A to byłaby promocja miasta!
- O właśnie, wyłuszczył pan tu sedno promocji -
trzeba postawić na jedno mocne uderzenie.
- Jeśli samorząd ma w budżecie rocznym 25-30 tys. zł na promocję, czyli
na owe mapy, foldery, wydawnictwa, to nie rysuje się tu zbyt wielkie pole
manewru. Za to jest pragmatycznie - wszystkiego po trochu.
- Ta zasada obowiazuje w Zbąszyniu chyba nie tylko
na pańskiej "działce". Równo, każdemu trochę, bez fantazji. A dziś trzeba,
dosłownie, stawać na głowie, żeby coś wygrać.
- Do wyskoków trzeba by przekonać samorząd, to on decyduje o najważniejszym,
czyli o pieniądzach. Liczą się także ludzie z charyzmą, liderzy, miejscowa
inteligencja, notabene głównie są to nauczyciele. Czy wielkopolski nauczyciel,
wzór dla uczniów, może stawać na głowie? Wygłupiać się? - jakby zostało
skomentowane. Taka jest Wielkopolska - porządna aż do bólu. Inaczej nie
będzie. Zresztą mnie się wydaje, że nasze lokalne elity w niektórych sprawach
nie potrafią się porozumieć dla dobra miasta.
- Tak pan postrzega elity swego rodzinnego miasta?
- Od czasu zmiany ustroju w 1989 r. w miarę świadomie śledziłem to, co
tutaj się dzieje.
I powiem szczerze, choć może coś przeoczyłem, żze nie pamiętam jakiegoś
lokalnego okrągłego stołu, porozumienia elit, a także przyciągnięcia do
nas znanych zbąszynian będących "gdzieś
w świecie", poza sentymentalnym zjazdem zbąszynian. Nie było tworzenia
wspólnego programu dla miasta, regionu. Tak na marginesie - z żalem teraz
myśle o nie podjętej inicjatywie powiat - Region Kozła. To była jedna
z wielkich szans nie tylko Zbąszynia.
- Dla sąsiednich miast okazją rozwoju jest instytucjonalizm,
czyli istnienie starostwa, urzedów powiatowych i tworzenie nowych. Zbąszyń
zaś rezygnuje nawet z tego co ma, jak na przykład cło, a z szansy na sąd
grodzki nie chciał skorzystać.
- Rezygnuje, bo nie ma szans z Wolsztynem czy Nowym Tomyślem. Jeśli w
tych miastach jest już starostwo, to wiadomo, że będzie wygodniej dla
obywateli jeśli obok powstanie sąd, urząd celny
czy zarząd dróg. Chyba logiczne.
- To jest logika z wysokości Nowego Tomyśla. Zbąszynianie
zaś powinni myśleć o swojej gminie. Każdy urząd to czynnik miastotwórczy,
to miejsca pracy.
- Oczywiście. Ale czasami trudno nam się przebić przez struktury instytucji,
układów na szczeblu wojewódzkim i wyżej, gdzie zapadają decyzje, i "załatwić"
sobie coś. Dobrze, że choć udało się załatwić u nas zjazd z autostrady,
to gwarantuje rozwój.
- Poseł Piosik był wójtem w Siedlcu, na wsi! I
potrafił się przebić.
- Nie każda gmina ma taką osobowość.
- Może czas importować osobowości?
Rozmawiał: Eugeniusz Kurzawa
Fot. Katarzyna Chądzyńska
Cykl - Zbąszyńskie rozmowy
Wywiady ukazywały się w Gazecie Lubuskiej wiosną 2003 r.
|