Dwoje ludzieńkówCzęsto w duszy mi dzwoni pieśń, wyłkana w żałobie, Lecz w ogrodzie szept pierwszy miłosnego wyznania Nie widzieli się długo z czyjejś woli i winy, A gdy zeszli się, dłonie wyciągając po kwiecie, Pod jaworem - dwa łóżka, pod jaworem - dwa cienie, I pomarli oboje bez pieszczoty, bez grzechu, Ust ich czerwień zagasła w zimnym śmierci fiolecie, Chcieli jeszcze się kochać poza własną mogiłą, I poklękli spóźnieni u niedoli swej proga, Więc sił resztą dotrwali aż do wiosny, do lata,
|
|||