NiedzielaZa miastem na odludziu - rozpacz i Niedziela! Dwoje nędzarzy bladych z miłoćci i strachu On jej piersi, zużytym śmiałkujące czarem, Niedołężni od żądzy, śmieszni od pośpiechu Do jej włosów wargami wpełzał, jak do krzaka, I ona, nim wylgnęła z rąk uboczem ciała, Trudno im, w twardym łożu głodne żarząc brzuchy, Nawet w snach upojenia tkwią zadry i sęki: Trzeba dreszczem dać dostęp do zbolałych kości - Poistnieli dla siebie z łaski tego cienia, Milczkiem rozkosz spożyli - z dala od wesela,
|
|||