|
|
Tamten
Sad, błyskając sekami, cieniście się martwi,
Że trawom ciąży zwiewna niedola błękitów -
I że motyl, co walczył zgroza aksamitów
Z pachnącą bzem wiecznośćią - zmarł ciszkiem na marchwi.
Czy pamiętasz młodości dzielny czar? A dalej -
Otchłań wiosny, w niebiosy tak luźnie oprawną?
Albo to - jak ciał naszych pragnęła głąb alej?
Bo mnie wciąż się wydaje, że to tak niedawno!
I któż wówczas nie wierzył w rozpęd naszych łodzi?
W rozwarte dłonią naszą do zaświatów bramy?
Dziś ta wiara już mija - i my z nią mijamy...
NIe! Nie mogę zapomnieć, żeśmy byli młodzi!
Widzę siebie - tamtego, co w łzach się nie zmieścił -
I w nicość wywędrował, wołany daremnie!
Wszakżesz pieszczę cię dotąd tak, jak tamten pieścił...
A ty wstecz się doń garniesz, choć widmem jest we mnie,
Ale jego widmowość nie jest całkiem pusta -
On się jeszcze odradza na zgliszczach i dymie!
I gdy mnie - dzisiejszego - całujesz, śniąc, w usta -
Tamten we mgle się budzi - i szepce twe imię!
|
|