|
|
...
Wyszło z boru ślepawe, zjesieniałe zmrocze,
Spłodzone samo przez się w sennej bezzadumie.
Nie oswojone z niebem patrzy w podobłocze
I węszy świat, którego nie zna, nie rozumie.
Swym cielskiem kostropatym kąpie się w kałuży,
Co nęci jak ożywczach jadów pełna misa,
Czołgliwymi mackami krew z kwiatów wysysa
I ciekną swych mętów po ziemi się smuży.
Zwierzę, co trwać nie zdoła zbyt długo na świecie,
Bo wszystko wokół tchnieniem zatruwa i gasi,
Lecz gdy ty białą dłonią głaszczesz je po grzbiecie,
Ono, mrucząc, do stóp twych korzy się i łasi.
|
|