Popołudnie biednej niedzieli

Cóż począć z sobą? Tydzień mi przyniósł roboczy
Niedzielę przedwiosenną, ale mglistą, siną.
Nie ucieszą się parku bezlistowiem oczy,
Zresztą i zmierzch zapada zbyt wczesną godziną.

Ulice amoniakiem pachną i benzyną,
Zamknięte sklepy wygląd mają nieochoczy,
Zaduchem potu zieje przepełnione kino,
W którym się dzika ciżba przelewa i tłoczy.

Nazbyt mało mnie nęcą polityczne wiece. -
Zostanę raczej w domu. Ot, lampę zaświecę
I z papierosowego smak ciągnąć ogarka,

Na arkuszu czystego papieru, bez lupy,
Będę rozbierał, czyścił i składał do kupy
Kółka i śrubki mego starego zegarka.

 

 
   
   
poprzedni wiersz     następny wiersz