Zabite drzewo

Z ciemnych mojego lasu drzew jedno najcichsze
Ukochałem, najbardziej smutne i najwiotrze:
Brzozę, co nie szumiała w najszaleńczym wichrze,
Zawsze niema, choc wiatru wiew sie o nią otrze.

Wszystkich innych drzew znałem najbliższe poszumy,
Tylko to jedno tajni mi swej nie otwarło...
Próżno je ma tęsknota wśród bladej zadumy
Oplata, by w nim dusze ożywic zamarłą.

Nie wiał wicher, któremu obudzic je dano...
I gniew wstał we mnie... Dłońmi chwyciłem włos brzozy
I targnąłęm, by wydrzeć choć skarge, jęk grozy...

Milczała... Mocą dziką, szaleństwem wezbraną,
Połamałem ja...- Leży zbita mą dłonią...
Nie wyszumiała tajni swej... A wichry gonia...

 

 
   
   
poprzedni wiersz     następny wiersz