Procesy czarownic w Zbąszyniu

Opracowanie: Leon Adamczyk
Historia ogólna Zbąszynia Pogrom Żydów ( Fotografie )
Do końca XV stulecia Okupacja hitlerowska ( 1939 - 1945 )
Czasy nowożytne ( XVI w. - 1793 r. ) Wysadzanie lodu na jeziorze ( 25. 01. 1945 )
Procesy czarownic w Zbąszyniu Siedem wieków parafii
Walka dzieci polskich z pruską szkołą Kasztelania i kasztelanowie
W Powstaniu Wielkopolskim ( 1918 - 1919 ) Lista burmistrzów Zbąszynia
W niepodległej Polsce ( 1920 - 1939 ) Lata od 1970 - 1981
Deportacja żydów ze wschodu 28. 10. 1938 r. - relacja  

Z nadejściem XVII w. gruntownie zmieniła się sytuacja gospodarcza i kulturalna miasta.
Jego rozwój był hamowany przez inicjatywy oraz niekorzystne dla mieszczan konstytucje, rozrzutną gospodarkę dziedziców wyzyskujących miasto, wadliwy system wychowawczy, dawna nieroztropna i zgubna polityka króla Zygmunta III i jego nastepców, a po roku 1655 najazd szwedzki.

Miasto pustoszało. Mieszczanie dziwaczeli i zasklepiali się w swojej małostkowości. Zapanowała ciemnota i zacofanie. Niski poziom umyslowy i moralny ówczesnego społeczeństwa i reprezentujących je władz miejskich uwidocznił się między innymi w ekscesach na czarownicach.

W archiwum Biblioteki Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu zachowały się protokoły
z procesów czarownic w Zbąszyniu z lat 1654, 1681 i 1708.

Oto treść niektórych z nich.
W piątek przed świętem św. Jana Chrzciciela w 1654 roku, przed urzedem wójta urzędującym na zamku
w Zbąszyniu w składzie: Andrzej Johann (wójt), Piotr, Stanisław Preczek, Piotr Purnikarz, Marcin Andrzej Kopadzki i Michał Wasiek stanęły: Cicha z Nowejwsi, Anna Arpianka z Nowejwsi i Marysia od stróża Adama z Nowejwsi i zeznały szczerze i dobrowolnie, że złamały przykazanie boskie, wyparły się Boga, oddały szytanowi swe dusze, uprawiały z nim nierząd, były na Łysej Górze i wspólnie z szatanami i innymi czarownicami tam tańczyły i biesiadowały. Za te haniebne uczynki, sprzeczne zarówno z prawem boskim
jak i ludzkim oskarżone poniosły karę ognia, o czym głosi zachowany w tej sprawie dekret.


W dniu 25 lipca 1681 roku miał miejsce masowy proces przeciwko czarownicom i czarownikom z okolic Zbąszynia. Ujęte i przesłuchiwane kolejno przez świeckich sędziów aresztowane osoby początkowo zaklinały się, że są niewinne. Zastosowane w trakcie przesłuchań tortury zmusiły je do nieprawdopodobnych zeznań.

Przyznały, że były w komitywie z szatanami, tańczyły i biesiadowały na Łysej Górze, współżyły z nimi, wyżądzały szkody ludziom, z otrąb sporządzały koniki polne. Napoje potrzebne do biesiadowania czerpały z piwnic zamkowych pana dziedzica miasta.

Szatanów, z którymi obcowały, nazywały po imieniu. Podają też jak szatani byli ubrani.
Czarownicom do tańca przygrywała muzyka wykonywana na dudach i innych dziwnych instrumentach. Wielkokrotnie zaprzeczały swoim poprzednim zeznaniom.
Nie było jednolitości w wypowiedziach oskarżonych. Nie brak bylo też wzajemnych oskarżeń.
Przez denuncjacje wciągały w proces dużą liczbę osób.Mówiły że w czasie spotkań czarownic były zakapturzone tak, że nie można było je rozpoznać.

Zachowane protokoły z 1681 r. podają, że zatrzymano w celu przesłuchania następujące osoby:
Jadwigę Ciemnę z Perzyn, Krystynę Flanderkę ze Starego Kramska, Barbarę Fąfinę, Annę Grześkową
z Nowej Wsi i Jana Kosterę z Nowej Wsi
.
W zeznaniach złożonych częściowo dobrowolnie a częściowo przez tortury osoby te wymieniły jako współwinnych i współuczestniczących:
Juszkową z Nądni, Mizerkową i Nilską Jadwigę z Kramska, Reginę Wawrzynek, Czempińską Gaizinę, Waśkową, Kryśkę z Nądni, Gratyskę z Chrośnicy, Chłepkową z Nowej Wsi, Kopadzką ze Zbąszynia, Dorotę Dolinską i jej córke, Kośmiderską z Kramska, Grześkową z Belęcina, Gabryske z Chrośnicy i żonę kowala - Jędrzejową.

Przed użyciem tortur wyżej wymienionych poddano, na ich własną prośbę, próbie wody.
Prośbę swą uzasadnili tym, że woda jest sprawiedliwa i nie przyjmie nic złego. Prośbie ich stało się zadość i pławiono ich w zbiorniku o stojącej wodzie. Mimo, że kat przy pomocy żerdzi zanurzał ich pod wodę, wypływali znowu na powierzchnię.
Niewątpliwie próbę wody jak i złożone zeznania uznano za dowód winy.
Wyrok został niezwłocznie wykonany.

Donosił o tym dekret o następującej treści:

"Ponieważ oni dobrowolnie przyznali się do swojego ohydnego przestępstwa a mianowicie, że wyparli się wiary Boga wszechmogącego, który ich stworzył, odkupił krwią swojego jednorodzonego Syna, obdarzył łaską Ducha Swiętego, który powołał ich do powszechnej i prawdziwej wiary katolickiej, udzielał opieki tu na ziemi, a oni siŁ tego wszystkiego wyparli, jak również, że wyparli się Najświętszej Marii Panny, niepomni na przykazania boskie, zapomnieli o aniołach świętych, a zwrócili się w stronę wrogów ludzkiej duszy,
im służyli, ich woli ulegali, wyżądzali ludziom szkody i często Boga obrażali, za te tak złe i nikczemne uczynki, zgodnie z prawem boskim i ludzkim, ukarane zostaną karą ognia i zamieni je w popiół, In nomino Domini Jesu Christi Crucifixi. Amen".

Następny protokół związany jest z zeznaniem złożonym przez mieszkankę Zbąszynia, Agnieszkę Kosmita, którą wzięto na przesłuchanie 5 października 1708 r.
Garncarz Wojciech oskarżył ją o czary. Oskarżenie potwierdzone przysięgą brzmiało:
" Ona zadała mojej żonie diabła.
Potwierdził je pod przysiegą Jan Malanowski. Zgodnie z prawem kobieta ta została zatrzymana i w celu poddania torturom i oddana do dyspozycji kata miejskiego.
Zeznała wówczas, że oskarżenie Kostrzewicza i Malanowskiego złożyła przed trybunałem Boga. Twierdziła, że oczernili ją niesłusznie, dodając, że poleca się Bogu, o czarach i czarodziejskich sztuczkach nic nie wie i na nich nie zna się.

Gdy wójt zwrócił jej uwagę na czekające ją tortury, odpowiedziała:

" Róbcie ze mną co chcecie, jestem niewinna. Nie mam nic do powiedzenia ani przeciwko sobie, ani przeciw komu innemu. Cokolwiek wycierpię, z miłości do Boga biorę na siebie; obcowałam tylko z Bogiem i żadnym pokusom nie ulegałam".

Poddana torturom krzyczała, gdy tylko kat mocniej pociągnął sznur:

" O Jezusie, ukrzyżowany jezusie! Ludzie miejcie litość nade mna! Nie wiem o niczym! "

Gdy po chwili kat znowu mocniej pociągnął za sznur, głośno błagała Boga o pomoc. Jednak i tym razem nic nie wyznała. Wówczas kat po raz trzeci napiął powróz.

(Ciąg dalszy i koniec tej nieludzkiej sceny są nie do odczytania w skutek uszkodzenia akt. )

Dalsze zeznania Agnieszki Kosmity są zapewnie wynikiem zastosowania totur.
W dalszej części protokołu czytamy,

że żona garncarza została przez Kosmitę o coś poproszona, ta zaś nie chciała jednak nic dać.
Około Wielkiejnocy Kosmita jej "TO" zadała ( to znaczy diabła ) i odtąd nie może go już wypędzić. Było to w oborze w porze obiadowej, godziny nie może dokładnie podać, ale obecni byli przy tym domownicy. Malanowskiemu "TO" zadała gdy była u niego w oborze.
Szatana przechowywała w drewnianej skrzynce. Trzymała w niej tylko jednego, ale obecnie nie ma już żadnego. Ten bowiem odszedł przed trzema dniami, a nazywał się Jan. Gdy Joltynowi "TO" zadała, był
"coraz bledszy na głowie" ( chodzi zapewnie o żółtaczkę ).

Powodem było to, że Joltyn szczuł jej świnie psami. Gotfrydowi Kraycerkowi "TO" zadała, że zmarł. Wsypała mu do szklanki proszek w chwili gdy do niego przypijała u niejakiej Nilskiej.
Czarownicę poznała w drodze na Zbąszyńskie Pole. Tam zjawił się szatan i nią rozmawiał. W swoim domowym obejściu ma jeszcze dwóch diabłów, którzy nie szkodzą nikomu. Jeden nazywa się Wojciech, a drugi Grzegorz.

(Dalszy ciąg akt jest uszkodzony i trudno go odczytać.)

To co dalej nastepuje jest zapewnie skutkiem zastosowania kolejnych tortur wobec oskarżonej Kosmita. Torturowana przyznaje się,

że ma jeszcze przy sobie trzech innych diabłów, jednego w czamrze i dwóch w pasku od gorsetu. Ci trzej pozostaną przy niej aż do śmierci.

Pytana jak mogła w takich okolicznościach spowiadać się, odpowiadała:

że na czas spowiedzi szatani od niej odstępowali. Szatanom oddała się całkowicie duszą i ciałem i napisała w związku z tym cyrograf. Obstawała też przy tym, że czarami zajmuje się już od dwudziestu lat.
Nauczyła ją tego kobieta o nazwisku Szkudlarka z Łomnicy, gdy z nią szła z płótnem na jarmark do Nowego Miasta. Pewien Niemiec zastąpił im drogę. Odziany był w niebieskie ubranie, nosił czarny kapelusz
z czerwoną wstążką, buty do jazdy konnej i niebieskie pończochy. Szedł z nami aż do Bolewic.
Również od Szudlarkowej nauczyła się obcowania z diabłem, a ona sama nauczyła tego córkę.
Z miasta nie może wymienić więcej wspólników, niż tych, których podała. Nie chce mieć nikogo na sumieniu.

Po trzecim torturowaniu w dniu 8 października Agnieszka Kosmita potwierdziła swoje wcześniejsze zeznania, że zadała "TO" Joltynowi, Gotfrydowi i pachołkowi szanownego pana dziedzica (chodzi o Damiana Garczyńskiego).

(Dalsza część arkusza w aktach jest uszkodzona w związku z tym nie można odczytać zakończenia tego protokołu.)

W finale tej sprawy wspomina zachowany dekret, który obok Agnieszki Kosmity wymienia niejaką Reginę. Nic jednak bliższego o niej nie wiadomo, gdyż nie ma protokolarzy z jej przesłuchań.

Oto treść tego dekretu:

" Ponieważ wy obie Agnieszka i Regina naruszyłyście przykazania boskie, zapominając o swoim Bogu, Stwórcy całego świata i was samych, opuściłyście Boga, oddały się szatanowi, złamały przysięgę złożoną na Chrzcie Świętym, wzgardziły łaską Ducha Świętego, zlekceważyły obficie przelaną Krew naszego Pana Jezusa Chrystusa dla waszego Zbawienia i odkupienia świata, wyparły się Najświętszej Matki i świętych aniołów i oddały szatanowi, zasługujecie za te haniebne uczynki na karę. Dlatego przekazujemy was, za zgodą szanownego pana Garczyńskiego i w obecnośści jego namiestnika, a także zgodnie z obowiązującym w takich wypadkach prawem, katowi, że was spali i zamieni w popiół. Ci zaś, którzy chcieliby się mścić..."

(Ze względu na uszkodzenie dokumentu, nie można odczytać ciągu dalszego.)

Procesy czarownic miały miejsce w Zbąszyniu jeszcze w drugiej połowie XVIII wieku. Wyroki śmierci na czarownicach wykonywał kat miejski. W 1760 r. katem miejskim był Kazimierz Gundermann.
Z umowy zawartej między nim a burmistrzem i urzędem wójta dowiadujemy się, że za torturowanie zakończone ścięciem głowy delikwenta, za wieszanie lub spalenie na stosie, otrzymywał kat z rąk burmistrza cztery talary w srebrze.

Czyżby niszczenie czarownic było jedną z rozrywek w tym monotonnym i zacofanym świecie?
Ludzie zawsze potrzebowali i będą potrzebować "igrzysk". Zmienia się tylko ich rodzaj.

webmaster

strona główna
powrót