Procesy czarownic w Zbąszyniu |
Opracowanie: Leon Adamczyk
|
Z nadejściem XVII w. gruntownie zmieniła się sytuacja gospodarcza i kulturalna
miasta. Miasto pustoszało. Mieszczanie dziwaczeli i zasklepiali się w swojej małostkowości. Zapanowała ciemnota i zacofanie. Niski poziom umyslowy i moralny ówczesnego społeczeństwa i reprezentujących je władz miejskich uwidocznił się między innymi w ekscesach na czarownicach. W archiwum Biblioteki Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu zachowały
się protokoły Oto treść niektórych z nich.
Przyznały, że były w komitywie z szatanami, tańczyły i biesiadowały na Łysej Górze, współżyły z nimi, wyżądzały szkody ludziom, z otrąb sporządzały koniki polne. Napoje potrzebne do biesiadowania czerpały z piwnic zamkowych pana dziedzica miasta. Szatanów, z którymi obcowały, nazywały po imieniu. Podają też jak szatani
byli ubrani. Zachowane protokoły z 1681 r. podają, że zatrzymano w celu przesłuchania
następujące osoby: Przed użyciem tortur wyżej wymienionych poddano, na ich własną prośbę,
próbie wody. Donosił o tym dekret o następującej treści: "Ponieważ oni dobrowolnie przyznali się do swojego ohydnego
przestępstwa a mianowicie, że wyparli się wiary Boga wszechmogącego, który
ich stworzył, odkupił krwią swojego jednorodzonego Syna, obdarzył łaską
Ducha Swiętego, który powołał ich do powszechnej i prawdziwej wiary katolickiej,
udzielał opieki tu na ziemi, a oni siŁ tego wszystkiego wyparli, jak również,
że wyparli się Najświętszej Marii Panny, niepomni na przykazania boskie,
zapomnieli o aniołach świętych, a zwrócili się w stronę wrogów ludzkiej
duszy, Następny protokół związany jest z zeznaniem złożonym przez mieszkankę
Zbąszynia, Agnieszkę Kosmita, którą wzięto na przesłuchanie 5 października
1708 r. Gdy wójt zwrócił jej uwagę na czekające ją tortury, odpowiedziała: " Róbcie ze mną co chcecie, jestem niewinna. Nie mam nic do powiedzenia ani przeciwko sobie, ani przeciw komu innemu. Cokolwiek wycierpię, z miłości do Boga biorę na siebie; obcowałam tylko z Bogiem i żadnym pokusom nie ulegałam". Poddana torturom krzyczała, gdy tylko kat mocniej pociągnął sznur: " O Jezusie, ukrzyżowany jezusie! Ludzie miejcie litość nade mna! Nie wiem o niczym! " Gdy po chwili kat znowu mocniej pociągnął za sznur, głośno błagała Boga o pomoc. Jednak i tym razem nic nie wyznała. Wówczas kat po raz trzeci napiął powróz. (Ciąg dalszy i koniec tej nieludzkiej sceny są nie do odczytania w skutek uszkodzenia akt. ) Dalsze zeznania Agnieszki Kosmity są zapewnie wynikiem zastosowania totur. że żona garncarza została przez Kosmitę o coś poproszona, ta zaś
nie chciała jednak nic dać. Powodem było to, że Joltyn szczuł jej świnie psami. Gotfrydowi Kraycerkowi
"TO" zadała, że zmarł. Wsypała mu do szklanki proszek w chwili
gdy do niego przypijała u niejakiej Nilskiej. (Dalszy ciąg akt jest uszkodzony i trudno go odczytać.) To co dalej nastepuje jest zapewnie skutkiem zastosowania kolejnych tortur wobec oskarżonej Kosmita. Torturowana przyznaje się, że ma jeszcze przy sobie trzech innych diabłów, jednego w czamrze i dwóch w pasku od gorsetu. Ci trzej pozostaną przy niej aż do śmierci. Pytana jak mogła w takich okolicznościach spowiadać się, odpowiadała: że na czas spowiedzi szatani od niej odstępowali. Szatanom oddała
się całkowicie duszą i ciałem i napisała w związku z tym cyrograf. Obstawała
też przy tym, że czarami zajmuje się już od dwudziestu lat. Po trzecim torturowaniu w dniu 8 października Agnieszka Kosmita potwierdziła swoje wcześniejsze zeznania, że zadała "TO" Joltynowi, Gotfrydowi i pachołkowi szanownego pana dziedzica (chodzi o Damiana Garczyńskiego). (Dalsza część arkusza w aktach jest uszkodzona w związku z tym nie można odczytać zakończenia tego protokołu.) W finale tej sprawy wspomina zachowany dekret, który obok Agnieszki Kosmity wymienia niejaką Reginę. Nic jednak bliższego o niej nie wiadomo, gdyż nie ma protokolarzy z jej przesłuchań. Oto treść tego dekretu: " Ponieważ wy obie Agnieszka i Regina naruszyłyście przykazania boskie, zapominając o swoim Bogu, Stwórcy całego świata i was samych, opuściłyście Boga, oddały się szatanowi, złamały przysięgę złożoną na Chrzcie Świętym, wzgardziły łaską Ducha Świętego, zlekceważyły obficie przelaną Krew naszego Pana Jezusa Chrystusa dla waszego Zbawienia i odkupienia świata, wyparły się Najświętszej Matki i świętych aniołów i oddały szatanowi, zasługujecie za te haniebne uczynki na karę. Dlatego przekazujemy was, za zgodą szanownego pana Garczyńskiego i w obecnośści jego namiestnika, a także zgodnie z obowiązującym w takich wypadkach prawem, katowi, że was spali i zamieni w popiół. Ci zaś, którzy chcieliby się mścić..." (Ze względu na uszkodzenie dokumentu, nie można odczytać ciągu dalszego.) Procesy czarownic miały miejsce w Zbąszyniu jeszcze w drugiej połowie
XVIII wieku. Wyroki śmierci na czarownicach wykonywał kat miejski. W 1760
r. katem miejskim był Kazimierz Gundermann. Czyżby niszczenie czarownic było jedną z rozrywek w tym
monotonnym i zacofanym świecie? |
strona główna |